Rozmowy

Czy emocje i wartości chodzą parami? – druga część rozmowy z Karoliną Załęgą

rozmowy

Co ważnego mówią nam emocje? Czy mogą pomóc nam w rozpoznaniu tego, co dla nas ważne? I czy warto im zaufać dokonując codziennych i życiowych wyborów? W rozmowie z psychoterapeutką Karoliną Załęgą szukam odpowiedzi na te pytania.

Magdalena Król: W naszej pierwszej rozmowie opowiedziałaś o tym, czym są wartości i jak pomagasz ludziom dotrzeć do tego, co dla nich ważne. Tym razem chciałabym, żebyśmy porozmawiały o tym, jaką rolę odgrywają emocje w rozpoznawaniu naszych wartości. Zacznijmy od tego, czym właściwie są emocje?

Karolina Załęga: W moim rozumieniu emocje są informacją, wskazówką, że coś się dzieje w nas i w świecie dookoła. Ich rolą jest zwiększenie samoświadomości, wiedzy o sobie. Są pewnym miernikiem. Na przykład w momencie, w którym czujemy, że coś jest nieprzyjemne czy niepożądane, dostajemy pewien sygnał ostrzegawczy. Oczywiście, możemy go zignorować. Jeśli jednak przyjrzymy się temu, co czujemy – damy sobie możliwość takiego pokierowania swoim zachowaniem, by sobie nie zaszkodzić. Emocje działają czasem jak znak STOP na drodze. Są sygnałem, żeby się zatrzymać i sprawdzić, co się dzieje, co właśnie robimy, co właściwie czujemy. Nie musimy od razu wszystkiego rozumieć, ani nazywać. Chodzi o to, żeby być uważnym na własne emocje i nie bać się w odpowiednim momencie powiedzieć STOP.

Załóżmy, że zauważam, że towarzyszą mi nieprzyjemne emocje. Jak skorzystać z takiej informacji?

Tutaj wchodzimy już w obszar wartości. Jeśli zaczynamy czuć się gorzej psychicznie, warto zadać sobie dwa pytania. Po pierwsze: czy coś ze świata zewnętrznego sprawia, że moje samopoczucie się zmienia? Czy coś usłyszałem/łam, zobaczyłem/am, coś zwróciło moją uwagę i wpłynęło na to, jak się czuję? I po drugie: może to ja robię coś, co jest niezgodne z moimi wartościami? Coś, co może być przyjemne przez chwilę. Co daje zastrzyk adrenaliny albo poczucie ulgi, ale tak na dobrą sprawę jest chwilowe. Coś, co następnie może zostać okupione wyrzutami sumienia, wstydem albo poczuciem żalu lub niezadowoleniem z siebie.

Przyjmijmy, że wartością jest dla mnie życzliwość w kontaktach z ludźmi. Może się jednak zdarzyć, że w rozmowie ktoś zacznie zachowywać się tak, że poczuję się niekomfortowo, mało bezpiecznie. Widzę więc, że coś ze świata zewnętrznego wpływa na to, jak zmienia się moje samopoczucie. Jednak mając na uwadze wartość, jaką jest dla mnie życzliwość, będę nadal podtrzymywać rozmowę tak, jakby nic się nie działo, z uśmiechem. Istnieje jednak ryzyko, że po takim spotkaniu będę czuć się fatalnie. Pomyślę, że uśmiechałam się, bo chciałam być życzliwa. Ile sygnałów płynących ze swoich emocji i ciała zignorowałam? Jak wiele znaków STOP „przejechałam”, nawet nie ich nie widząc? Ile razy w trakcie tej rozmowy pomyślałam, że coś jest nie tak, ale mimo to nie postawiłam bezpiecznej dla siebie granicy?

Zjawisko ignorowania własnych emocji zdarza się to także w środowisku zawodowym. Svend Brinkmann w swojej książce „Poczuj grunt pod nogami” opisuje na przykład przymus uśmiechu i bycia w dobrym humorze panujący wśród personelu pokładowego, który często przyjmuje na siebie zdenerwowanie lub niepokój pasażerów.

W kontekście zawodowym bardzo często spotykam się z przykładami takich sytuacji w trakcie szkoleń, które prowadzę dla pracowników opieki medycznej. Dla tych osób podstawową wartością jest troska o drugiego człowieka. Bardzo często zdarza się jednak, że pacjenci przekraczają granice, bywają agresywni. Świadomość bycia w „garniturze zawodowym”, chęć zachowania się „profesjonalnie” w kontakcie z pacjentem oraz niedopuszczanie do głosu własnego strachu nierzadko prowadzi do tego, że wiele sygnałów ostrzegawczych zostaje przeoczonych, a agresja nie zostaje w porę zidentyfikowana i zatrzymana.

To brzmi tak, jakby wartość, jaką w tym przykładzie jest opieka, musiała być realizowana bez względu na emocjonalne koszty.

Tak, emocje są tu pomijane albo zniekształcane. Tymczasem nawet, jeśli jestem w pracy, mam prawo odczuwać różne emocje, w tym lęk. A jeśli się czuję lęk, to znaczy, że coś się już dzieje. To z kolei oznacza, że mam możliwość zareagować – również jako profesjonalista wykonujący swoje zawodowe zadania. Uczciwość wobec własnych emocji nierzadko przynosi więcej korzyści niż „wytrzymywanie” niekomfortowej sytuacji. Warto pamiętać, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Innymi słowy, mogę robić tyle, na ile pozwala mi relacja z drugim człowiekiem, jego dobro. Pokazuje nam to, że nasze zachowania mają pewne ograniczenia, ale również zachowania innych wobec nas powinny mieć swoje granice. Często zapominamy, że mamy prawo powiedzieć: „na to się nie zgadzam”.

Myślę, że niektórym pracownikom może być trudno postawić granice, powiedzieć „nie zgadzam się”, nawet, jeśli zaprzeczą tym samym własnym potrzebom, na przykład potrzebie bezpieczeństwa.

Tak, jeśli będą myśleć wyłącznie o swoim obowiązku „bycia opiekuńczymi” wobec innych albo realizowaniu za wszelką cenę innych celów związanych z pracą, choćby podporządkowania wobec przełożonego. Tymczasem, rozpoznanie naszego niepokoju może być pierwszym krokiem zmniejszenia napięcia także u tej drugiej strony. To może brzmieć paradoksalnie, ale mój strach jest informacją dla nas obojga, może pomóc zrozumieć, co takiego właściwie się dzieje. Na przykład, przekonanie, że pielęgniarka nie powinna się bać, mocno ogranicza potencjał, jaki mają emocje pojawiające się w kontakcie z drugim człowiekiem. Odczucie własnego strachu, nazwanie go, a dopiero następnie przekierowanie uwagi na pacjenta potencjalnie będzie pomocne w zatrzymaniu narastającego u niego napięcia, a być może nawet agresji. W konsekwencji może sprawić, że pacjent poczuje się zrozumiany i prawdziwie zaopiekowany.

Takie wyłapywanie sygnałów ostrzegawczych to świetna profilaktyka wypalenia zawodowego. Im częściej będziemy wychodzić z pracy w poczuciu, że zrobiliśmy wszystko, co było można, a nie w poczuciu frustracji, że coś zostało nieumiejętnie rozwiązane, tym większe są szanse na to, by być mniej zmęczonym czy zniechęconym do dalszych działań.

Mówimy tutaj o sytuacjach, w których czujemy, że granice są przekraczane. Niektórzy nie mają jednak dobrego kontaktu ze swoimi emocjami, trudno im określić, co czują. Co może pomóc?

Pomaga na przykład obserwowanie tego, co dzieje się w ciele. Mogę nie dopuścić myśli, że się boję albo że się denerwuję, ale moje dłonie się pocą, czuję wewnętrzne rozedrganie albo ból mięśni niespowodowany przetrenowaniem się czy kontuzją. Pomocne może być również słuchanie tego, co mają do powiedzenia inni. Zdarza się, że dopiero z czasem zaczynamy zwracać uwagę na to, o czym już wiele razy słyszeliśmy od naszych bliskich.

W jaki sposób pomagasz zrozumieć innym, jak „działają” emocje?

Mówiąc o tym, jak działają emocje często sięgam po metaforę kokpitu samolotu. Każdy pilot samolotu ma przed sobą duży kokpit, a na nim mnóstwo różnych światełek. Jeśli świecą się na zielono, to znaczy, że jest w porządku, a jeśli na czerwono oznacza to, że jest awaria. Główny pilot decyduje, czy to tylko niewielka usterka, którą da radę sam naprawić, czy potrzebuje pomocy drugiego pilota, czy należy awaryjnie lądować, bo inaczej dojdzie do katastrofy całego samolotu.

Z naszą emocjonalnością jest dokładnie tak samo. Kiedy zauważamy własną złość albo irytację, dajemy sobie prawo do tego, żeby tę emocję odczuwać i zdecydować, jakie zachowanie będzie w tej sytuacji najlepsze. Mimo narastającej złości musimy jednak zacząć myśleć. Trzeba zastanowić się, czy poradzimy sobie sami, czy chcemy skorzystać z pomocy, czy też po prostu wyjść z danej sytuacji i uspokoić emocje. Możemy też zareagować impulsywnie i automatycznie, bez względu na konsekwencje. Nie rzadko oznacza to jednak zachowanie, które wywoła w nas następnie poczucie winy lub inne niepożądane skutki.

Wiele osób twierdzi, że nie jest w stanie zapanować nad emocjami, że to wręcz niemożliwe.

Być może nie wierzą, że mają tę kontrolę. Pilot ma kontrolę nad lotem tylko wtedy, kiedy ma przed oczami kokpit i wszystkie światełka. Trzymając się metafory samolotu można powiedzieć, że mamy kontrolę nad tymi emocjami, które zauważamy. Nie chodzi o to, żeby wyrażać emocje za wszelką cenę. Chodzi o to, żeby je zauważyć i żeby skorzystać z nich, jak z informacji.  Każdy pilot wie, że lot wcale nie musi dotrzeć do celu, a w sytuacji zagrożenia priorytetem jest bezpiecznie lądowanie. My też nie zawsze musimy osiągnąć nasze cele. Najważniejsze, by rozumieć swoje działania i wiedzieć, dlaczego takiego, a nie innego wyboru dokonuję, dlaczego reaguję w taki, a nie inny sposób.

emocje

Jak rozwinąć w sobie umiejętność wyłapywania sygnałów ostrzegawczych, które podpowiadają, że nasze granice są przekraczane albo ze sami robimy coś niezgodnego z naszymi wartościami?

Można na przykład spróbować popatrzeć na sytuację bez nakładki, przyjąć ją taką, jaka jest. W trudnych sytuacjach przydaje się opis tego, co faktycznie się dzieje. Nawet, jeśli chodzi o zwykłe spotkanie z dobrą koleżanką, w trakcie którego czujemy się źle. Nie próbujmy przywoływać z pamięci wspomnień o tej znajomości, nie próbujmy bronić jej za wszelką cenę. Spróbujmy opisać w myślach sytuację.  Z kim rozmawiam? Jak wygląda ta osoba? Co dzieje się dookoła? Ten najniższy poziom obserwacji na poziomie zmysłów pomaga w rozpoznaniu tego, co czuję.

Następnie, mogę poobserwować myśli, jakie się pojawiają. Widzimy już, że mamy przy tym więcej przestrzeni na reakcję. Nie szczędźmy sobie tych dwudziestu – trzydziestu sekund namysłu nad tym, co właściwie się dzieje, jakie są fakty dotyczące sytuacji, w której uczestniczymy. W ten sposób dajemy sobie możliwość wyboru i skontrolowania naszego zachowania. Służy to również zredukowaniu napięcia, irytacji i innych nieprzyjemnych emocji, które możemy odczuwać. Jednocześnie – zwiększa poczucie kontroli, osadzając nas w rzeczywistości. Dopiero wówczas możemy zdecydować na przykład, czy jest to sytuacja, w której absolutnie musimy „walczyć o swoje”, czy możemy odpuścić, bo zauważamy wartość, którą w tym momencie uznajemy za ważniejszą.

Wynika z tego, że osobisty system wartości to takie pudełko z farbami. Malując obraz dobieram odpowiednie farby z palety w taki sposób, żeby stworzyć coś spójnego – przynajmniej w swoim odczuciu. Przenosząc to na temat naszej rozmowy: mam pewien zbiór wartości, ale dopiero w zależności od sytuacji wybieram, którą z nich będę realizować. Emocje pomagają mi natomiast dokonać tego wyboru.

Jak mówiłaś o tej palecie kolorów, to pomyślałam, że jest przecież kilka podstawowych barw. I to są pewne fundamenty, czyli wartości nadrzędne. Takie, bez istnienia których inne sprawy zaczynają być mniej ważne. Dla wielu jest to zdrowie. Choćby ostatnie wydarzenia na świecie (epidemia koronawirusa – przyp. MK) pokazały, że wielu ludzi było w gotowych zostać w domu, ograniczyć swoje aktywności, zrezygnować z przyjemności – właśnie z myślą o zdrowiu. Pomimo różnych emocji, jakich doświadczaliśmy, byliśmy w stanie wybrać wówczas takie zachowania, które chroniły to, co zostało uznane za najważniejsze.

Czasem jest tak, że stoimy przed wyborem dwóch równie ważnych wartości. Jak go dokonać? Co może nam w tym pomóc?

Najpierw trzeba by się pewnie zastanowić, czy mamy zdolność do frustrowania swoich potrzeb. Skoro jestem zmuszony wybrać którąś z wartości, na przykład pozostanie z rodziną w kraju na rzecz pracy za granicą, to dobrze byłoby sprawdzić, jak poradzę sobie z faktem, że rezygnuję z jednej z możliwości. Innymi słowy, warto pomyśleć, czy – w i jakim stopniu – jesteśmy w stanie znieść niezadowolenie związane z tym, że czegoś nie będziemy mogli robić.

W radzeniu sobie z taką frustracją pomaga świadomość posiadania różnych możliwości, po które możemy sięgać w życiu. Jeśli z jakiegoś powodu nie mogę uprawiać sportu, to może mogę malować obrazy albo uprawiać ogródek. Jeśli nie mogę pracować w biurze, to może uda się zdalnie, jeśli nie mogę iść na siłownię, to może poćwiczę przy pomocy dwóch krzeseł i jakiegoś ciężarku, albo w trakcie zabawy z dzieckiem. Wbrew naszym oczekiwaniom doświadczamy na co dzień wielu ograniczeń i musimy nauczyć się godzić z tym, że nie wszystkie nasze potrzeby muszą być spełnione. Czasem jesteśmy wręcz zobowiązani z czegoś zrezygnować.

Taki przymus zrezygnowania z czegoś albo wyboru między dwoma ważnymi wartościami może prowadzić do poczucia straty.

Niekoniecznie! Paradoksalnie taki wybór może przynieść ulgę i zwiększyć poczucie odpowiedzialności za własne decyzje. Dokonując wyborów, bierzemy za nie odpowiedzialność. Świetnie, jeśli wybieramy coś, co będzie miało dla nas sens również jutro, pojutrze i za rok. Gorzej, jeśli ciągle wybieramy coś, co ma dla nas sens tylko przez chwilę, a już za moment zakłóca nasze życie. Warto o tym pomyśleć.

To budzi skojarzenie z poszukiwaniem szybkich przyjemności, zajadaniem albo nadużywaniem substancji psychoaktywnych. Mamy wiedzę, mamy wybór, ale mimo to – być może pod wpływem emocji, których nie rozumiemy – brniemy w zachowania, których potem żałujemy.

Czasem wynika to z małej tolerancji na frustrację albo z pragnienia natychmiastowego efektu. W uzależnieniach i zachowaniach kompulsywnych dobrze to widać, ale nie trzeba sięgać aż tak daleko po przykłady. Można przecież budować związek i dbać o niego każdego dnia, a jednego wieczoru rozpocząć ryzykowny dla tego związku flirt.

Mam poczucie, że każdego dnia wybieramy. Wybieramy w obszarze wartości i wybieramy w obszarze własnych pragnień, które mogą służyć bądź zaprzeczać tym wartościom. Nie zawsze jest to jednoznaczne czy poukładane. Ile razy walczymy ze sobą, by nie pójść na skróty? By nie postawić na szybkość, na przyjemność, na efekt? Czasem łatwiej, a czasem trudniej podążać nam za tym, co wartościowe na dłuższą metę. Trudno zatrzymać się, sprawdzić, co właściwie się dzieje, przed jakim stoimy wyborem. Co podpowiadają emocje i czy na pewno chcemy ich słuchać. Czy też pozwolimy im opaść, a dopiero w kolejnym kroku podjąć właściwą dla nas decyzję. Sztuki dokonywania wyboru uczymy się przez całe życie i jest to nasza najciekawsza, ale i najtrudniejsza lekcja.

Jak w takim razie dobrze odrobić tę lekcję?

Może nie zapętlać się w poszukiwaniu jednego, słusznego wyboru? Dać sobie prawo do różnych decyzji? Nie tylko tych „dobrych”, ale przede wszystkim takich, które będą wynikały z naszego rozumienia sytuacji, w jakich się znajdujemy. Pamiętam, jak na którymś z treningów pewna doświadczona psychoterapeutka opowiadała o tym, że żeby człowiek mógł być szczęśliwy, cokolwiek tym szczęściem nazwiemy, musi zachować równowagę między swoim zachowaniem, emocjami i systemem wartości. Dlatego tak ważne jest, żeby wiedzieć, co dzieje się w naszych emocjach. Rozumienie tego, co czuję umożliwia wybór odpowiedniego zachowania. Odpowiedniego, czyli zgodnego z naszymi wartościami. 

Dziękuję Ci za rozmowę.

emocje
Zdjęcie z archiwum KZ

Co mnie motywuje do życia? Głównie przyroda i bezpośredni kontakt z naturą. Napełnia mnie radością szum morza, poczucie absolutu na szczycie góry,  ale też zapach bazylii, mięty i liści pomidorów z domowego ogródka. Przyjemność dają mi spacery po lesie i obserwowanie życia w nieco zwolnionym tempie, z dala od codziennego zgiełku.

Karolina Załęga

Jestem psychoterapeutką, specjalistką psychoterapii uzależnień. Ukończyłam czteroletni kurs psychoterapii psychoanalitycznej przy Oddziale Zaburzeń Osobowości i Nerwic, Szpitala Klinicznego im. dr. J. Babińskiego w Krakowie, Studium Psychoterapii Uzależnień przy MOSTU w Krakowie i szkolenie z zakresu krótkoterminowej terapii par. Od 16 lat pracuję na rzecz osób uzależnionych, członków ich rodzin oraz organizacji pomocowych na terenie województwa małopolskiego. Ponadto koordynuję szkolenia dla personelu medycznego w Ośrodku Badań Edukacji i Rozwoju. Od kilku lat prowadzę również prywatną praktykę psychoterapeutyczną, pomagając osobom doświadczającym kryzysów psychicznych, konfliktów wewnętrznych oraz zmagającym się trudnościami osobistymi.

Brak komentarzy

    Zostaw komentarz