We francuskich mediach słychać o Polsce i walce o prawa kobiet. W większości artykułów, reportaży i newsów przytaczane są fakty, które złoszczą i zasmucają. Prowokują myśl: „Co zrobić, żeby położyć kres opresji i ograniczaniu naszych praw?” Rozmawiając z Francuzkami przekonuję się z kolei, że to temat bliski także ich własnym doświadczeniom. Zwłaszcza wśród tych, które pamiętają wprowadzenie słynnej „Ustawy Veil” (fr. « loi Veil »).
Niepoprawna dyskusja, konstruktywne decyzje
Ustawa z 1973 roku przygotowana przez ówczesną minister zdrowia Simone Veil nadała ramę prawną depenalizacji aborcji we Francji. Wprowadzenie jej w życie poprzedziło kilka ważnych wydarzeń. Jednym z nich była publikacja znamiennego Manifestu 343 (fr. « le manifeste des 343 ») w magazynie Le Nouvel Observateur. Zredagowany przez filozofkę i feministkę Simone de Beavoir, a podpisany przez 343 znanych kobiet manifest był bezprecedensowym świadectwem odwagi, otwartości mówienia o faktach oraz gotowości do walki o wolność wyboru dotyczącego przerwania lub utrzymania ciąży. Nawet za cenę aresztowania i osadzenia w więzieniu, czyli karom które obowiązywały wówczas za poddanie się procedurom medycznym niezgodnym z prawem.
Biorąc pod uwagę odzew satyrycznego tygodnika Charlie Hebdo, który w odpowiedzi na Manifest 343 na pierwszej stronie zamieścił tytuł „Kto zapłodnił te 343 dziwek od manifestu w sprawie aborcji?” (fr. « Qui a engrossé les 343 salopes du manifeste sur l’avortement ? ») dyskusja o prawa kobiet nie była ani poprawna politycznie, ani ograniczona w wyrazie. Warto dodać, że walka o prawa do podtrzymania lub przerwania ciąży był tematem jednoczącym kobiety, których matkom tego rodzaju dylematy światopoglądowo były bardzo odległe. Duże zmiany społeczne i kulturowe odbywały się kosztem politycznych i pokoleniowych dyskusji, konfliktów i starć. Przyniosły jednak pożądane skutki w postaci konkretnych, prawnych decyzji sprzyjających wolności wyboru Francuzek.
Kobiety, pamflety i gilotyna
Sytuacja w XVIII wieku we Francji pokazuje sporo kuriozów w historii walki kobiet o swoje prawa. Olympe de Gouges – dramatopisarka, działaczka polityczna i pionierka francuskiego feminizmu – ogłosiła w 1791 roku, czyli w okresie rewolucji francuskiej, Deklarację Praw Kobiety i Obywatelki. Również w swoich tekstach literackich jasno opowiadała się za demokracją w opozycji do dyktatury, prawami cywilnymi, socjalnymi i politycznymi kobiet, a także przeciwko kolonializmowi. Zwracała uwagę na wiele aspektów lekceważonych dotychczas w dyskursie politycznym, np. prawa matek samotnie wychowujących dzieci i problem wykluczenia przez społeczeństwo osieroconych bądź porzuconych dzieci. Co ciekawe, dzieliła się również niepopularnymi wówczas poglądami. Choćby takim, że wrogami kobiet bardzo często nie są mężczyźni, ale w swej podstępności i zazdrości same… kobiety.
Olympe de Gouges została zgilotynowana jako druga kobieta (po Marii Antoninie) w czasie rewolucji. Tuż po jej śmierci Aubry de Gouges – w obawie przed własnymi kłopotami – określił swoją matkę kobietą zuchwałą, niemoralną i na marne walczącą z naturą. Nawoływał obywatelki do nienaśladowania jej poczynań i pozostania „atrakcyjnymi” i szanowanymi na obowiązujących ówcześnie, a nie nowych zasadach. Biorąc pod uwagę to, o co walczyła Olympe de Gouges, możemy domyślić się, że owe „zasady”, będące gwarancją „szacunku” wobec kobiet nie wykraczały daleko poza gospodarstwo domowe i opiekę nad dziatwą.
Prawa kobiet – natychmiastowy efekt?
Jak widać, w historii walki o prawa kobiet zmieniło się wiele i… niewiele. Choć gilotyna trafiła na muzealne wystawy (w kilku krajach całkiem niedawno), zastąpiły ją inne narzędzia utrudniające podejmowanie decyzji zgodnych z własnymi wartościami. Prześledzenie najważniejszych dokumentów międzynarodowych odnoszących się bezpośrednio do praw kobiet potwierdza, że działania inicjowane przez takie kobiety jak Olympe de Gouges czy Simone Veil we Francji znajdują finał w postaci konkretnych rozwiązań prawnych z dużym poślizgiem. By przywołać choćby Międzynarodową konwencję o prawach politycznych kobiet podpisaną w 1952 roku, Konwencję w sprawie dyskryminacji w zatrudnieniu i wykonywaniu zawodu z 1958 roku czy Konwencję w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet z 1979 roku.
Oczywiście, biorąc pod uwagę, że niecałe dwieście lat wcześniej kobiety walczące o swoje prawa były gilotynowane, zmianę w postrzeganiu ich roli i pozycji można uznać za duży sukces. Pokazuje to jednak, jak żmudna i pełna determinacji droga już za i jeszcze – przed – nami.
Brak komentarzy