Ćwiczenia

Premeditatio malorum, czyli medytacja nad przeciwnościami

premeditatio malorum

„Co jeżeli mi się nie uda?” „A jeśli komuś z moich najbliższych coś się stanie?” „Co jeśli zachoruję?” „Co jeżeli zostanę odtrącona/y?” „A co jeśli…?” – Zamartwianie się jest zjawiskiem powszechnym. Każdy z nas doświadcza choćby przelotnych myśli dotyczących trudnych wydarzeń mogących zdarzyć się w przyszłości. Wiele osób martwi się na co dzień, niekiedy poświęcając czarnym scenariuszom sporo czasu i energii.

Zapewne każdy, odpowiedziałby twierdząco na pytanie o to, czy chciałby przestać się zamartwiać. Dlaczego więc stoicy zalecają coś zupełnie przeciwnego, a mianowicie – świadome martwienie się? To, co proponują to nie bezwładne poddawanie się negatywnej narracji umysłu, ale dodające siły ćwiczenie się w medytacji[1] nad przeciwnościami, czyli premeditatio malorum.

Premeditatio malorum: o martwieniu się na zapas

Premeditatio malorum oznacza z łaciny uprzedzające rozważenie, medytację nad złem, nieszczęściem. Współcześnie można określić je jako negatywną wizualizację bądź zamartwianie się na zapas, ale… z głową. Jego celem nie jest pogrążanie się w czarnych scenariuszach, wzbudzanie lęku, rozpaczy czy bezsilności, ani też unikanie trudnych emocji.

Choć brzmi to paradoksalnie, zamartwianie się stanowi niekiedy sposób na unikanie nieprzyjemnych uczuć. Odwraca bowiem uwagę od innych, jeszcze bardziej stresujących problemów. W tym kontekście martwienie się pomaga uniknąć myślenia o najgorszym. Osoby mające tendencję do zamartwiania się często wyobrażają sobie różne nieprzyjemne rzeczy, które poprzedzają tę najgorszą. Robią to zgodnie, z uświadomioną lub nie, zasadą: „Jeśli zauważę wszystkie małe rzeczy dziejące się przed katastrofą, mogę się przygotować i uniknąć myślenia o niej lub wyobrażania sobie jej przebiegu”[2]. Tym sposobem rzadko mają okazję do stawienia czoła swoim najgorszym lękom.

Medytacja nad przeciwnościami pomaga wyjść naprzeciw opisanemu powyżej, a nasilającemu błędne koło zamartwiania się i niepokoju, mechanizmowi. Systematyczna praktyka pozwala na obniżenie poziomu lęku oraz wzrost poczucia własnej skuteczności. Jest także pomocna w ograniczeniu niekonstruktywnego martwienia się.

Co na to stoicy?

Filozofowie Portyku zachęcają do porzucenia unikania poznawczego, czyli niemyślenia o pewnych trudnych czy budzących obawy kwestiach, jak również do porzucenia robienia sobie nadziei, że uda nam się uniknąć wszelkich nieprzyjemności. Wręcz przeciwnie, Seneka zauważa: „Cokolwiek może nam się zdarzyć, uważajmy, że zdarzy nam się na pewno”[3]. Czy to zachęcenie do martwienia się? W pewnym sensie… tak. Co zatem możemy z tym zrobić dalej?

Seneka podpowiada: „(…) Mniemasz, że będę ci doradzał, byś oczekiwał wyniku pomyślniejszego i znalazł ukojenie w przyjemnie łudzącej nadziei: na cóż przyda się bowiem przyzywanie nieszczęść? Starczy czasu na ich znoszenie, kiedy nadejdą. Po cóż więc je uprzedzać i chwile obecne tracić dla obawy o przyszłość? Nie ulega wątpliwości, iż nierozsądnie jest czuć się nieszczęśliwym już teraz – dlatego, że masz być nieszczęśliwy kiedyś w przyszłości. Atoli ja poprowadzę cię do spokojności inną drogą, Jeśli chcesz pozbyć się wszelkiego niepokoju, wystaw sobie, że to, do czego żywisz obawę, iż może się zdarzyć, zdarzy się w każdym razie i – jakiekolwiek byłoby to utrapienie – przymierzaj je do siebie, oceniając zarazem swój strach: na pewno pojmiesz, że to, co wzbudza twój lęk, jest albo czymś nieznacznym, albo krótkotrwałym”[4].

Wychowawca Nerona zwraca uwagę na ważną właściwość lęku – jest przemijający. Dokładne przyjrzenie się swoim obawom może także prowadzić do konkluzji wyrażonej w jednym z polskich przysłów – nie taki diabeł straszny, jak go malują. Analiza czarnego scenariusza przeprowadzona z odwagą, od początku do końca – bez pomijania najgorszego, często sprawia, że ostatecznie nie wydaje się on taki zagrażający, tragiczny czy bez wyjścia.

Warto zwrócić też uwagę na praktyczną funkcję premeditatio malorum, jaką jest nie danie się zaskoczyć przez los oraz możliwość przygotowania się na to, co może pójść nie po naszej myśli. W LXXVI „Liście do Lucyliusza” Seneka pisze: „Wiedz (…), że to, co mieli za przykre, znoszą mężniej, gdy się przyzwyczajają. Dlatego też mędrzec przyzwyczaja się do czekających go w przyszłości nieszczęść (…)”. W liście LXXVIII dodaje: „Tymczasem uchwyć się i trzymaj tego, żebyś nie dał się zgnębić przeciwnościom, żebyś nie dowierzał wszystkiemu, co pomyślne, żebyś pilnie baczył na wszelką samowolę losu – tak, jakby to, co może spłatać, istotnie miał ci spłatać. Czego się spodziewasz od dawna, występuje potem łagodniej”.

Jaki z tego płynie wniosek? Lepiej być przygotowanym na to, może się wydarzyć i nie przywiązywać się zbyt sztywno do własnych planów i zamierzeń. Oddajmy ponownie głos Senece: „Wszystko więc trzeba przewidywać i uzbrajać ducha przeciwko temu, co może nam się zdarzyć. (…) Postawmy sobie przed oczy wszystkie odmiany losów człowieczych i – jeśli nie chcemy być zaskoczeni albo też wprawieni w zdumienie przez owe niezwykłe czy jakby całkiem nowe wydarzenia – przedstawiajmy sobie w duchu nie tylko to, co się często przytrafia, lecz i to, co może nas spotkać w najgorszym razie. Trzeba wyobrażać sobie los z całą pełnią jego możliwości”[5].

Jak ćwiczyć?

Znajdź moment tylko dla siebie, kiedy nikt ani nic nie będzie Ci przeszkadzać. Nastaw budzik na 15, 30 lub 45 minut – to ważne, żeby ćwiczenie premeditatio malorum miało jasne określone ramy czasowe. Nie chodzi bowiem o to, żeby zmartwienia towarzyszyły Ci przez cały dzień, wręcz przeciwnie – poświęć im jedynie ściśle określoną chwilę.

Pomyśl o tym, co Cię martwi. Wyobraź sobie czarny scenariusz od początku do końca. Jeśli obawiasz się, że partner Cię porzuci – myśl o tym, że faktycznie to się stanie, a nie zastanawiaj się teraz, jak możesz naprawić swój związek. Jeśli trapią Cię myśli, że Twoja bliska osoba umrze[6] – wyobraź sobie, że tak się dzieje. Obawiasz się, że zwolnią Cię z pracy? Zwizualizuj sobie, że jutro dostaniesz wypowiedzenie. Zadbaj o to, żeby wyobrażenie było jak najbardziej obrazowe i sugestywne. Pozwól sobie na przeżycie pojawiających się emocji, nie staraj się ich unikać ani tłumić.

Zastanów się, jak faktycznie możesz zareagować, gdyby czarny scenariusz miał się ziścić. Skup się na konkretach. Jeśli mieszkasz razem z partnerem, jak będzie przebiegał proces wyprowadzki? Jak po rozstaniu będziesz spędzać wolny czas? W przypadku obawy o śmierć bliskiej osoby, jakie dokładnie myśli Ci towarzyszą? Może martwisz się, jak wpłynie to na Twoją rodzinę? Albo masz przekonanie, że nie poradzisz sobie ze swoimi emocjami? Nazwij te uczucia, przypomnij sobie, jak dotychczas radziłeś/aś sobie w niezwykle trudnych dla siebie sytuacjach i pomyśl, gdzie i w jaki sposób mogłabyś/mógłbyś poszukać wsparcia[7]. Martwi Cię sytuacja w pracy? Wyobraź sobie, że grozi Ci zostanie bez środków do życia. Co najgorszego może Cię czekać?

Zmierz się z czarnymi scenariuszami, nie unikaj i „domyśl” je do końca oraz poczuj towarzyszące im emocje. Powtarzaj to ćwiczenie najlepiej codziennie – pamiętaj o wyznaczaniu na nie konkretnego czasu. Postaraj się nie przeskakiwać z tematu na temat. Skup się na jednym zmartwieniu na raz, najlepiej przez około dwa tygodnie pod rząd. Możesz w tym czasie modyfikować swoje scenariusze, rozpatrywać daną sytuację pod różnymi aspektami oraz z odmiennych punktów widzenia.

Kiedy już uda Ci się sumiennie i z odwagą przejść przez najgorszy scenariusz, obok wyobrażania sobie swoich reakcji, emocji i działań, ćwicz postawę aktywnej akceptacji oraz poszerzanie perspektywy. Możesz uzupełniać praktykę premeditatio malorum o ćwiczenie perspektywy kosmicznej. Uważaj jednak, by to ostatnie nie stało się sposobem na uniknięcie trudnych uczuć i myśli związanych z podstawowym tematem Twoich rozważań.

Powodzenia!

Podziel się swoimi wrażeniami z praktykowania ćwiczenia „premeditatio malorum” w komentarzu lub wyślij nam wiadomość na adres kontakt@formaminimalna.com


[1] O stoickiej medytacji przeczytasz więcej w tym tekście.

[2] Leahy, L. R. (2005). Lekarstwo na zmartwienia. Jak w siedmiu krokach osiągnąć wewnętrzną harmonię (s. 26). Kraków: WUJ.

[3] Seneka, „Listy moralne do Lucyliusza”, XXIV.

[4] Ibidem.

[5] Seneka, „Listy moralne do Lucyliusza”, XCI.

[6] O „Stoickich sposobach na… myślenie o śmierci” przeczytasz w tym tekście.

[7] Wartościowe rzeczy o śmierci mają do przekazania specjaliści z Instytutu Dobrej Śmierci, zachęcamy Cię do odwiedzenia ich strony.

Brak komentarzy

    Zostaw komentarz